Dzień 16

Na wstępie tytułem wyjaśnienia dlaczego nowa strona, nie wiem może mój blog jest tak oblegany 🙂 , że jakiś wirus się go uczepił, ale nie wiedzieć czemu od ponad godziny próbowałem walczyć bezskutecznie z wpisaniem nowego dnia w poprzednim adresie, ale na etapie edytowanie wpisu nic nie było widoczne (nie widać było co piszę 🙂 ), po opublikowaniu wyglądało normalnie, jednak nie da się w ten sposób pisać i edytować tekstu (bo go nie widzę 🙂 ). Tak, więc jest nowa stronka.

W pracy dzisiaj urwanie głowy.  Z dotychczasowych doświadczeń, to był najbardziej pracowity dzień. Częściowo jest to spowodowane stanem zaawansowania wszystkich projektów (w budowie jest teraz kilka statków równocześnie), a dodatkowo, Martina „pokręciło lumbago” w szyję, więc trzeba było jakoś odciążyć go. Ja nieopatrznie rano (żal mi się go żal zrobiło 🙂 ) powiedziałem, że wezmę część jego inspekcji. I tym sposobem załatwiłem sobie zajęcie na cały dzień 🙂 . Chrystian miał też bardzo podobnie, nawet bez zabrania pracy Martinowi. Na dodatek jego inspekcje były w daleko oddalonych od naszej stoczni zakładach (ok 50 km), więc musiał jeszcze tam dojechać i wrócić 🙁 . Być może, to teraz właśnie zacznie się taki gorący okres. Wcześniej nawet byłem zdziwiony, że przy tylu statkach budowanych nie ma specjalnie napiętego grafiku, no to wykrakałem 🙂 . Ale cieszę się bo czas leci przez to bardzo szybko.

Wspominałem wczoraj o awarii telefonu. Z tym związana była moja dzisiejsza pobudka. Wstałem bardzo wcześnie, bo prawdopodobnie ustawiając budzik w nowym telefonie coś pokręciłem i wstałem o godzinę szybciej tj. o 4:55 🙁 . Ale skoro już byłem na nogach (o pomyłce zorientowałem się po ubraniu i umyciu) to włączyłem komputer i miałem okazję akurat zobaczyć mecz naszych piłkarzy ręcznych 🙂 . Normą stają się horrory z happy endem. Tak też było i tym razem, wygraliśmy jedną bramką, a emocje były do samego końca.  To mnie naładowało energią od rana więc późniejszy ciężki dzień w pracy nie zrobił na mnie wrażenia 🙂 .

W domu postępy kulinarne. Zamiast spaghetti były pierogi 🙂 . Oczywiście nie mojej roboty, ale znalazłem w sklepie dzisiaj takie oto cuda:

20160118_185550 (Medium) 20160118_183530 (Medium)

Zdjęcia są dwa, jedne to już ugotowane, a na drugim przed rozmrożeniem 🙂 . Nie były to na pewno pierogi jak u Oli Mamy, ale jak to mówią „na bezrybiu i rak ryba” 🙂 .